Jak się mówi w Wilkowicach
Jak wszyscy doskonale wiemy, w obrębie prawie każdego języka możemy wyróżnić dialekty oraz gwary, czyli lokalne odmiany danego języka. Wilkowice, z racji swojego położenia, podatne są na wpływy takich gwar jak góralska, małopolska, czy też śląska. Czy wytworzył się jednak
u nas jakiś dialekt? Jako takiej gwary jak choćby mieszkańcy Trójwsi (Istebna, Koniaków, Jaworzynka) oczywiście nie mamy, więc na pozór mogłoby się wydawać, że mówimy jak najbardziej normalnym polskim. Wiadomo, że czasami użyjemy „se” zamiast „sobie”, „zamkło” zamiast „zamknęło” i innych kolokwializmów, ale dają się one zrozumieć. Czy może się jednak zdarzyć tak, że wilkowianin lub ogólnie mieszkaniec Podbeskidzia zostanie niezrozumiany przez osobę z innej części Polski? Okazuje się, że tak! W każdym razie jest kilka słów
i zwrotów, które dla nas są dość oczywiste, lecz na przykład dla kogoś ze wschodniej Polski brzmią dość dziwnie. Oto kilka przykładów...
Jednym z takich zwrotów jest „przepaść o coś”. Zapewne nieraz słyszeliśmy, jak ktoś z rodziny mówił: „Uważaj, żebyś nie przepadł o próg”, „nie przepadnij o ten kamień”, czy coś
w tym stylu. Wydawało mi się zawsze, że jest to normalne powiedzenie, znane w całym kraju. Okazało się jednak, że wśród moich znajomych z roku tylko moja przyjaciółka z Węgierskiej Górki wiedziała co to znaczy. Pozostali używali tylko zwrotu „potknąć się o coś”,
a czasownika ”przepaść” używali tylko w znaczeniu „zaginąć” lub „nie przejść do następnej klasy”. Kto by pomyślał...
Kolejne magiczne słówko, którego drugie znaczenie znane jest tylko nielicznym to „zaś”. Tak się stało, że owo słówko było powodem żartów i podśmiewania się z mojej osoby ze strony moich znajomych. Nie był to oczywiście przejaw złośliwości, tylko efekt niewiedzy moich drogich przyjaciół, którzy słówka „zaś” używali tylko w znaczeniu „natomiast” np. „Ja zrobię zakupy, Ty zaś posprzątasz pokój”. Dlatego też gdy powiedziałem: „No i zaś mnie nie słuchasz” brzmiało to dla nich dość dziwnie... Bo rozumieli to jako „no i natomiast mnie nie słuchasz”. Musiałem więc im wytłumaczyć, że „zaś” może mieć również znaczenie „znowu”. Tak więc jest to kolejny dowód na to, że coś, co dla nas jest codzienne i oczywiste dla innych może być dość „egzotyczne”.
Kolejne słówko, o którym napiszę jest niestety „na wymarciu”. O ile nasze babcie czy dziadkowie używają go jeszcze dość często, o tyle my młodzi raczej od niego stronimy. Chodzi mianowicie o partykułę „ady”. Pewnie nie wszyscy wiedzą lub pamiętają, co to w ogóle jest ta partykuła, dlatego pozwolę sobie przytoczyć krótką definicję z wikipedii... „Partykuła to niesamodzielny (nieposiadający samodzielnego znaczenia) wyraz lub morfem (tzw. wyrazek), nadający wypowiedzeniom zabarwienie znaczeniowe lub uczuciowe”. No cóż, ze względu na fachowe słownictwo ta definicja może za dużo nie wyjaśnia, więc spróbuję własnymi słowami... Ogólnie chodzi o to, że taka partykuła nic za bardzo nie znaczy, ma tylko w pewien sposób wzmocnić naszą wypowiedź. Przedstawmy to więc na przykładzie naszego „ady”, które można by było ewentualnie przetłumaczyć jako „no”, „no przecież”, „ale”. Z ust głównie starszych osób możemy usłyszeć: „Ady weźżeż nie rób” albo „ady zostawże mnie w spokoju”. Takowe zdania dla niektórych są szczytem wieśniactwa, ale ja uważam je za całkiem sympatyczne. Pewnie temu, że brzmią tak swojsko i podobnie jak wcześniejsze przykłady są charakterystyczne dla naszego regionu.
Na koniec zostawiłem sobie słowo, które stało się absolutnym hitem wśród moich znajomych ze studiów. Opowiem może całą historię od początku... Pewnego grudniowego dnia moja przyajciółka Justyna przyszła na zajęcia w nowej czapce, którą dostała na urodziny od siostry. Jako że mam w zwyczaju prawić moim przyjaciółkom komplementy, gdy tylko kupią sobie jakiś ciuszek, czy też inną część garderoby, postanowiłem zrobić to i tym razem. Powiedziałem Jej zatem: „Ale fajna czapka! Najlepsza jest ta KUĆKA”. Jej reakcją nie było bynajmniej słowo „dzięki”, tylko pewnego rodzaju zdziwnienie, które po pewnym czasie przeszło w śmiech. A wszystko dlatego, że nie miała pojęcia, czym jest owa „kućka”. Wytłumaczyłem zatem, że „kućka” to ta taka kuleczka na czapce. Jednak zarówno Justyna, jak i reszta moich znajomych znała tylko nazwę „pompon”. Nieznajomość „kućki” wydawała mi się jednak jakaś taka podejrzana, więc pytałem o tą nazwę również wiele innych osób. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że znali ją tylko ludzie z Bielską – Białej i okolic. W każdym razie słowo „kućka” spodobało się moim znajomym i dziś nie nazywają już kulki na czapce pomponem. Podobnych przykładów znalazłoby się pewnie więcej, ale niestety nie miałem czasu na przeprowadzenie jakichś dokładniejszych badań.
Na koniec jak zwykle krótka refleksja... Fajnie by było jakbyśmy zaczęli uważniej przysłuchiwać się naszym babciom i dziadkom, żeby wyłapywać te różne śmieszne słówka i zwroty. Tak to jakoś jest, że to właśnie starsi ludzie najczęściej ich używają, a my uznajemy je nieraz za obciachowe. A niesłusznie! Bo stanowią one przecież na swój sposób część naszej kultury. Nie dążmy do tego, żeby nasz codzienny język mówiony był wielce poprawny gramatycznie oraz pozbawiony kolokwializmów i potoczyzmów, bo stanie się po prostu nudny. Przypomina mi się jeden z moich byłych nauczycieli, dla którego gotowanie było „obróbką termiczną żywności”, a ratownicy z karetki „fachowymi służbami mundurowymi”... Chroń nas Panie Boże od takiego języka! Otoczmy zatem troską nasze swojskie słówka i zwroty, żeby nie zostały wyparte przez „słitaśne focie”, „komcie” i inne tego typu okropieństwa.
Jak wszyscy doskonale wiemy, w obrębie prawie każdego języka możemy wyróżnić dialekty oraz gwary, czyli lokalne odmiany danego języka. Wilkowice, z racji swojego położenia, podatne są na wpływy takich gwar jak góralska, małopolska, czy też śląska. Czy wytworzył się jednak
u nas jakiś dialekt? Jako takiej gwary jak choćby mieszkańcy Trójwsi (Istebna, Koniaków, Jaworzynka) oczywiście nie mamy, więc na pozór mogłoby się wydawać, że mówimy jak najbardziej normalnym polskim. Wiadomo, że czasami użyjemy „se” zamiast „sobie”, „zamkło” zamiast „zamknęło” i innych kolokwializmów, ale dają się one zrozumieć. Czy może się jednak zdarzyć tak, że wilkowianin lub ogólnie mieszkaniec Podbeskidzia zostanie niezrozumiany przez osobę z innej części Polski? Okazuje się, że tak! W każdym razie jest kilka słów
i zwrotów, które dla nas są dość oczywiste, lecz na przykład dla kogoś ze wschodniej Polski brzmią dość dziwnie. Oto kilka przykładów...
Jednym z takich zwrotów jest „przepaść o coś”. Zapewne nieraz słyszeliśmy, jak ktoś z rodziny mówił: „Uważaj, żebyś nie przepadł o próg”, „nie przepadnij o ten kamień”, czy coś
w tym stylu. Wydawało mi się zawsze, że jest to normalne powiedzenie, znane w całym kraju. Okazało się jednak, że wśród moich znajomych z roku tylko moja przyjaciółka z Węgierskiej Górki wiedziała co to znaczy. Pozostali używali tylko zwrotu „potknąć się o coś”,
a czasownika ”przepaść” używali tylko w znaczeniu „zaginąć” lub „nie przejść do następnej klasy”. Kto by pomyślał...
Kolejne magiczne słówko, którego drugie znaczenie znane jest tylko nielicznym to „zaś”. Tak się stało, że owo słówko było powodem żartów i podśmiewania się z mojej osoby ze strony moich znajomych. Nie był to oczywiście przejaw złośliwości, tylko efekt niewiedzy moich drogich przyjaciół, którzy słówka „zaś” używali tylko w znaczeniu „natomiast” np. „Ja zrobię zakupy, Ty zaś posprzątasz pokój”. Dlatego też gdy powiedziałem: „No i zaś mnie nie słuchasz” brzmiało to dla nich dość dziwnie... Bo rozumieli to jako „no i natomiast mnie nie słuchasz”. Musiałem więc im wytłumaczyć, że „zaś” może mieć również znaczenie „znowu”. Tak więc jest to kolejny dowód na to, że coś, co dla nas jest codzienne i oczywiste dla innych może być dość „egzotyczne”.
Kolejne słówko, o którym napiszę jest niestety „na wymarciu”. O ile nasze babcie czy dziadkowie używają go jeszcze dość często, o tyle my młodzi raczej od niego stronimy. Chodzi mianowicie o partykułę „ady”. Pewnie nie wszyscy wiedzą lub pamiętają, co to w ogóle jest ta partykuła, dlatego pozwolę sobie przytoczyć krótką definicję z wikipedii... „Partykuła to niesamodzielny (nieposiadający samodzielnego znaczenia) wyraz lub morfem (tzw. wyrazek), nadający wypowiedzeniom zabarwienie znaczeniowe lub uczuciowe”. No cóż, ze względu na fachowe słownictwo ta definicja może za dużo nie wyjaśnia, więc spróbuję własnymi słowami... Ogólnie chodzi o to, że taka partykuła nic za bardzo nie znaczy, ma tylko w pewien sposób wzmocnić naszą wypowiedź. Przedstawmy to więc na przykładzie naszego „ady”, które można by było ewentualnie przetłumaczyć jako „no”, „no przecież”, „ale”. Z ust głównie starszych osób możemy usłyszeć: „Ady weźżeż nie rób” albo „ady zostawże mnie w spokoju”. Takowe zdania dla niektórych są szczytem wieśniactwa, ale ja uważam je za całkiem sympatyczne. Pewnie temu, że brzmią tak swojsko i podobnie jak wcześniejsze przykłady są charakterystyczne dla naszego regionu.
Na koniec zostawiłem sobie słowo, które stało się absolutnym hitem wśród moich znajomych ze studiów. Opowiem może całą historię od początku... Pewnego grudniowego dnia moja przyajciółka Justyna przyszła na zajęcia w nowej czapce, którą dostała na urodziny od siostry. Jako że mam w zwyczaju prawić moim przyjaciółkom komplementy, gdy tylko kupią sobie jakiś ciuszek, czy też inną część garderoby, postanowiłem zrobić to i tym razem. Powiedziałem Jej zatem: „Ale fajna czapka! Najlepsza jest ta KUĆKA”. Jej reakcją nie było bynajmniej słowo „dzięki”, tylko pewnego rodzaju zdziwnienie, które po pewnym czasie przeszło w śmiech. A wszystko dlatego, że nie miała pojęcia, czym jest owa „kućka”. Wytłumaczyłem zatem, że „kućka” to ta taka kuleczka na czapce. Jednak zarówno Justyna, jak i reszta moich znajomych znała tylko nazwę „pompon”. Nieznajomość „kućki” wydawała mi się jednak jakaś taka podejrzana, więc pytałem o tą nazwę również wiele innych osób. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że znali ją tylko ludzie z Bielską – Białej i okolic. W każdym razie słowo „kućka” spodobało się moim znajomym i dziś nie nazywają już kulki na czapce pomponem. Podobnych przykładów znalazłoby się pewnie więcej, ale niestety nie miałem czasu na przeprowadzenie jakichś dokładniejszych badań.
Na koniec jak zwykle krótka refleksja... Fajnie by było jakbyśmy zaczęli uważniej przysłuchiwać się naszym babciom i dziadkom, żeby wyłapywać te różne śmieszne słówka i zwroty. Tak to jakoś jest, że to właśnie starsi ludzie najczęściej ich używają, a my uznajemy je nieraz za obciachowe. A niesłusznie! Bo stanowią one przecież na swój sposób część naszej kultury. Nie dążmy do tego, żeby nasz codzienny język mówiony był wielce poprawny gramatycznie oraz pozbawiony kolokwializmów i potoczyzmów, bo stanie się po prostu nudny. Przypomina mi się jeden z moich byłych nauczycieli, dla którego gotowanie było „obróbką termiczną żywności”, a ratownicy z karetki „fachowymi służbami mundurowymi”... Chroń nas Panie Boże od takiego języka! Otoczmy zatem troską nasze swojskie słówka i zwroty, żeby nie zostały wyparte przez „słitaśne focie”, „komcie” i inne tego typu okropieństwa.