Kiedy
mówi się o cmentarzu w kontekście Wilkowic, automatycznie
przychodzi nam na myśl miejsce za naszym parafialnym kościołem. To
tam odwiedzamy groby naszych przodków, zapalamy znicze, stawiamy
kwiaty i gromadzimy się na mszy we Wszystkich Świętych. Wbrew
pozorom nie jest to jednak jedyny cmentarz w naszej miejscowości.
Jest jeszcze jeden, w sumie nawet nie tak daleko, ale o jego
istnieniu już mało kto pamięta...
Jest
rok 1846. Wilkowice znajdują się w zaborze austriackim, na terenie
Galicji , w której w tym czasie dochodzi do krwawych rzezi ludności
chłopskiej na arystokracji. Przejdą one do kart historii jako
rabacja galicyjska. W Wilkowicach na szczęście do żadnych tego
typu wydarzeń nie dochodzi, co nie oznacza jednak, że panuje
zupełna sielanka. Największym problemem mieszkańców jest
pijaństwo, z którym skutecznie zaczyna walczyć proboszcz parafii –
ksiądz Andrzej Mroszczakiewicz. Założone przez niego Bractwo
Wstrzemięźliwości przyciąga coraz więcej osób i problem
alkoholizmu powoli zaczyna zanikać. Prawdziwe kłopoty mają jednak
dopiero nadejść...
Lato
1846r. przynosi suszę, a w efekcie klęskę nieurodzaju. Mieszkańcy
nie mają co jeść, panuje głód i bieda, które w następnym roku
przyczyniają się do wybuchu epidemii tyfusu głodowego. Paskudna,
przenoszona przez wszy choroba, która objawia się m.in. bardzo
wysoką gorączką i wysypką w postaci krwawych krost dziesiątkuje
mieszkańców Wilkowic. W sumie w stosunkowo krótkim czasie umiera
prawie 300 osób. Jakby tego było mało, na parafialnym cmentarzu
nie ma już miejsca, żeby pochować zmarłych. Ponadto w obawie
przed dalszym rozprzestrzenianiem się choroby austriackie władze
zalecają, by zmarłych na tyfus chować w miejscach odosobnionych.
Na
miejsce pochówku zostaje wyznaczony teren na wzgórzu ponad
kościołem, zwanym Kaplą. Jak mówią starsi mieszkańcy Wilkowic,
nazwa Kapla pochodzi od kapelanów, czyli po prostu księży
posługujących w Wilkowicach, którzy często chodzili tam na
spacery. Tam też zostają pochowane ofiary epidemii tyfusu. Niedługo
po tych wydarzeniach powiększony o nowe działki zostaje cmentarz
przy kościele, a nekropolia na Kapli powoli zaczyna popadać w
zapomnienie...
Dziś
mało kto wie o istnieniu tego cmentarza, a nawet jeśli przez
przypadek znajdzie się w tym miejscu, to ciężko w ogóle
rozpoznać, że kiedyś było to miejsce pochówku. Zarysy mogił i
wałów okalających są już praktycznie niewidoczne gołym okiem, a
jedyne, co się zachowało to spory krzyż z rzeźbą Pana Jezusa.
Nie ma jednak na nim żadnej tablicy mówiącej o tym, kto spoczywa w
tym miejscu. Ma ono w sobie natomiast jakiś niepowtarzalny,
skłaniający do zadumy nad dawnymi czasami klimat, a nieopodal
rozpościerają się piękne widoki na góry i centrum Wilkowic.
Dzięki
staraniom Stowarzyszenia „Razem dla Wilkowic” oraz Gminy
Wilkowice cmentarz na Kapli wkrótce nieco „odżyje” - już
pojawiła się ławka przed krzyżem, sam krzyż będzie też nieco
odrestaurowany. Na cmentarz można dojść, idąc w górę ul.
Kościelną, a za ostatnim ogrodzeniem, tuż przed wejściem do
„Kamiennego kręgu” skręcić w prawo.
Część
historyczna opracowana na podstawie „Monografii Gminy Wilkowice”
pod red. Przemysława Stanko.