Puchar Magurki 2010

Od kilku dni nasze oczy zwrócone są na kanadyjskie Vancouver, gdzie rozpoczęły się Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Zapewne wielu z nas trzyma kciuki za naszych zawodników, licząc na to, że żniwo medalowe naszej reprezentacji w końcu będzie choć trochę większe niż dwa medale i że po 38 latach doczekamy się złota. Igrzyska zaczęły się znakomicie – już pierwszego dnia srebrny medal zdobył Adam Małysz. Teraz liczymy na kilka medali polskiej królowej zimy – Justyny Kowalczyk, która jest główną faworytką w biegach narciarskich. Tymczasem 13 lutego, w cieniu olimpijskich zmagań, w naszych kochanych Wilkowicach odbył się kolejny już VI Bieg o Puchar Magurki „Śladami Arcyksiężnej Marii Teresy Habsburg”. Być może ktoś z najmłodszych uczestników zawodów choć w części nawiąże do sukcesów Justyny Kowalczyk. Warto przypomnieć, że tradycje związane z biegami narciarskimi na Magurce liczą sobie ponad 100 lat. Sama Arcyksiężna Maria Teresa dysponowała swego czasu własnym pokojem w schronisku na Josefberg (tak nazywała się wtedy Magurka) i chętnie biegała na nartach. Honorowy patronat nad zawodami na Magurce objęła jej wnuczka, mieszkająca obecnie w Żywcu, Maria Krystyna Habsburg. W tym roku w zawodach wzięła udział rekordowa liczba około 140 zawodników (dane nieoficjalne). Wśród nich mogliśmy znaleźć zarówno kilkuletnie dzieci, jak i krzepkich starszych panów, których kondycja i umiejętności były naprawdę zachwycające. Wysoką rangę Pucharu Magurki podkreśla również fakt, że na zawody przybyło wiele osób z całej Polski, nawet z terenów bardzo oddalonych od Podbeskidzia. Żeby moja relacja była bardziej wiarygodna i oddawała to, co działo się na trasie, postanowiłem również wziąć udział w zawodach. Jako że z góry wiedziałem, że dystans 10km będzie dla takiego początkującego amatora biegów jak ja raczej nie do pokonania, przebiegłem tylko połowę trasy. Nie zmienia to jednak faktu, że była to świetna zabawa i ciekawe doświadczenie. W przeciwieństwie do Justyny Kowalczyk nie posiadam polsko-estońskiej ekipy servicemanów, więc moje narty musiałem posmarować sobie sam. Nie użyłem bynajmniej do tego celu jakiegoś specjalnego smaru, lecz zwykłej woskowej świeczki. Efekt piorunujący nie był, ale jak to mówią „lepszy rydz niż nic”. Inni zawodnicy okazali się większymi profesjonalistami w tej dziedzinie i dlatego na zjazdach przemykali koło mnie niczym BMW koło Malucha. Jednak uczestnicy Pucharu Magurki to w większości „starzy wyjadacze” tras biegowych w Polsce. Słyszałem ich rozmowy, kiedy opowiadali o ostatnich zawodach w Bieszczadach i biegu w Nowym Targu, na który jeden z panów miał się udać następnego dnia. Biorąc pod uwagę ich sprzęt i doświadczenie, czułem się jak typowy żółtodziób, ale miło było znaleźć się w tak doborowym towarzystwie. Trasa biegu miała swój początek na polanie przy schronisku. Następnie na wysokości schroniska skręcało się w prawo i biegło w dół, by później skręcić w kierunku Czupla i zawrócić w kierunku schroniska. Jedna taka runda liczyła 2,5km, a przebiegnąć trzeba było cztery. Wielkie słowa uznania należą się organizatorom, którzy świetnie przygotowali trasę. Zawodnicy skarżyli się jedynie na jeden zakręt, na którym raz po raz dochodziło do upadków i karamboli, o czym sam też się przekonałem. Jako że nie jestem stałym bywalcem takich zawodów, ciężko mi się wypowiadać na temat trudności trasy. Jak dla mnie była ona wymagająca, ale nie mogłem porównywać jej do jakichś innych. Rozmawiałem jednak z pewnym panem z Warszawy, który stwierdził, że była to jedna z najtrudniejszych tras w jego życiu. A biegał on w wielu zawodach. Na mecie każdy zawodnik otrzymał pamiątkowy medal, dyplom, Prince Polo oraz bloczek na grochówkę. Dla najlepszych zawodników przewidziane były oczywiści puchary oraz nagrody rzeczowe. Myślę, że nie ma sensu, żebym podawał zwycięzców w poszczególnych kategoriach, bo te nazwiska i tak nic nie będą nam mówić, a poza tym nie o to w tym artykule chodzi. Najważniejsze jest to, że piękna tradycja wciąż trwa i ma się coraz lepiej. Jest to niewątpliwie wydarzenie na skalę całego powiatu, a może i województwa. Na koniec zostawiłem najważniejszą wiadomość. Trasa na Magurce otrzymała tzw. homologację FIS, co oznacza, że będzie ona w jeszcze większym stopniu profesjonalna. Miejmy nadzieję, że rozbudowane zostanie również zaplecze i być może doczekamy się kiedyś w naszych Wilkowicach zawodów o Mistrzostwo Polski.